Fot. Andrzej Gurba GP24 - zniszczony powojenny Bytów,
TU TEŻ WIESZANO
Wobec niewolniczo zatrudnionych Polaków na Pomorzu Zachodnim stosowano różne środki represyjne Jednak najgroźniejszym z nich było tzw potraktowanie specjalne czyli Sobderbehandlung tj pozbawienie życia bez postępowania sądowego i wyroku skazującego. Na podstawie literatury, wspomnień oraz dokumentów dotyczących egzekucji można przyjąć, że na Pomorzu Zachodnim w wyniku zastosowania tej represji oraz zwykłego mordu sądowego ponad stu polskich robotników przymusowych straciło życie . Dzięki materiałom uzyskanym z Czytelni Biblioteki Akademii Pomorskiej w Słupsku oraz źródłom z działu „Pomorzana” Biblioteki Miejskiej w Czarnem udało się na nowo odsłonić zapomniany już niemiecki proceder na Kaszubach. Wniosek niestety jest smutny - tu też wieszano.
1.Mord zgodnie z przepisami
Przepisy wykonawcze szczegółowo określały kryteria wyboru miejsca kaźni. Miało to być
miejsce z zewnątrz niewidoczne ( kamieniołomy, polana leśna itp.) ,takie by w czasie egzekucji dla osób postronnych było niedostępne . Miało być dość obszerne, by umożliwić spędzenie miejscowych Polaków. W celu zastraszenia redagowano, także w języku polskim, lakoniczny komunikat, który odczytywano będącym na egzekucji Polakom. Jego główną treścią było to, że każdego Polaka, który nie przestrzega niemieckich zarządzeń, czeka podobny los. Często umieszczano stosowny napis na tablicy, następnie tablicę zawieszano na piersiach ofiary. Nie zawsze zgromadzeni Polacy oglądali na żywo wykonanie mordu . W wielu przypadkach czekali aż ofiara skona. Musieli w tym czasie leżeć na ziemi lub czekać w pobliżu. Zawsze jednak przeprowadzani byli wokół zwłok swojego kolegi. Zarządzenia niemieckie przewidywały, że wykonanie katowskich czynności wieszania należało zlecić więźniom, rodakom ofiary, którzy za to mieli otrzymać trzy papierosy. Z reguły na miejsce stracenia przywożono obok ofiary innego polskiego więźnia, który spełniał funkcję kata. Bywało i tak, że do wykonania egzekucji zmuszano kogoś z obecnych Polaków. Zwłoki powieszonych zabierano najczęściej do najbliższego krematorium. Zarządzenie również przewidywało ewentualne przekazanie zwłok do najbliższego zakładu anatomii, pochowanie na cmentarzu żydowskim lub w kwaterze dla samobójców cmentarza komunalnego. Rodziny powieszonego na ogół nie zawiadamiano a w razie pytań dawano - przynajmniej co do przyczyny śmierci – informacje nieprawdziwe lub niepełne..
2.Powiat Bytów. Tu też wieszano
2.1.Rokity. Zbrodnia znana .
Ta historia jest znana głównie za sprawą Jolanty Nitkowskiej -Węglarz. Tragicznym jej bohaterem jest kpr. WP Wacław Niebrzegowski. Urodził się 01.09.1913 r. we wsi Stok na Lubelszczyźnie. W 1939 r. walczył na Pomorzu. Dostał się do niewoli. Przebywał w obozie przejściowym w Terespolu Pom., następnie trafił do Stalagu II B Hammerstein ( Czarne). Stąd został wysłany do pracy w majątku w Gliśnicy. W 1940 r. utracił status jeńca wojennego. Został robotnikiem przymusowym w gospodarstwie Gustawa Schöwe. Trafił dobrze. Rodzina gospodarza była życzliwa nie tylko dla polskiego kaprala, ale także dla pozostałych pracowników. Żona Elza gotowała dla wszystkich te same posiłki, pomagały jej w pracach domowych dwie córki Elfrida ( 20 lat) i ośmioletnia Ingrid. Wacław Niebrzegowski był przystojnym mężczyzną, nic więc dziwnego, że zakochał się z wzajemnością w Elfridzie. Ich uczucie było widoczne i nie uszło uwadze „ życzliwych”. Zakochanych zadenuncjował sąsiad Klaus Klücke ( SS-man). Niebrzegowski został aresztowany i osadzony w słupskim więzieniu. 25 maja 1941 r. urodziła się mu córka Heidelöre. 28 sierpnia 1941 r. oficjalnie uznał dziecko za swoje. Matka Elfrida trafiła do Lęborka, gdzie ogolona, w worku pokutnym przeszła ulicami miasta drogę potępienia. Wyrostki z Hitlerjugend bili ją bo, jak głosił napis na zawieszonej na jej plecach tablicy„ zbezcześciła honor kobiety niemieckiej”. Odsiedziała w niemieckim więzieniu dziewięć miesięcy. Wobec Niebrzegowskiego zastosowano Sobderbehandlung. Egzekucja miała być wykonana w miejscu przestępstwa.7 października 1941 r. Żandarmi zgonili z okolicy Rokit i Rokitek wszystkich robotników przymusowych. Zgromadzono ich w leśnej kotlinie, blisko drogi Bytów – Lębork. Przed dziesiątą przyjechały samochody, przywieziono skazańca. Przyprowadzono go obok zgromadzonych Polaków i zaprowadzono do lasu. Tam przygotowano stryczek. Odczytano mu decyzję szefa policji o skazaniu go na śmierć. Potem padło pytanie o ostatnie życzenie. Niebrzegowski poprosił by powiadomić o jego śmierci rodzinę. Poprosił także o papierosa, odmówił przyjęcia go od żandarma, poprosił by poczęstował go jeden z Polaków. Zaciągnął się kilka razy, odrzucił peta i powiedział „ Jestem gotów, możecie wieszać”. Postawiono go na beczce, jeden z więźniów słupskich założył mu stryczek i wywrócił beczkę. Egzekucja trwała dwadzieścia minut. Wisielca pokazano zgromadzonym robotnikom. Potem go odcięto,zapakowano do drewnianej skrzyni i wywieziono. Elfrida nie wyjechała do Niemiec, pracowała w PGR w Karnie, zmarła w szpitalu w Słupsku 27 lipca 1950 r. Jej córka Heidelöre wyjechała do niemieckich dziadków. Przyjechała do Polski by poszukać grobu rodziców. Nie znalazła ich. Nawet z sosny, na której powieszono jej ojca zniknęły ślady pamięci o nim.
2.2.Mądrzechowo. Zapomniana zbrodnia.
W Mądrzechowie, w gospodarstwie ( 17 ha, 2 konie,6 szt. bydła w tym 5 krów, 20 świń ) miejscowego przywódcy chłopskiego (Ortsbauerführer ) Gustawa Genza , zatrudniony był młody robotnik przymusowy. Nazywał się Czesław Osowicz. Trafił tu z centralnej Polski. Był niewysoki, szczupły, miał może 17 lub 18 lat. Wśród innych robotników, przebywających wówczas w okolicy na robotach, panowała opinia, że chłopak był przez swego gospodarza bardzo źle traktowany. Zapamiętano, że mieszkał na strychu. Wieści o nadmiernym wykorzystywaniu młodzieńca musiały być prawdziwe, bo dwukrotnie próbował uciec z Mądrzechowa, ostatecznie poszedł do Arbeitstamu przedstawił swoją sytuację i poprosił o przydzielenie do innego „ bauera”. Genz miał dwie córki, młodsza była życzliwa ludziom, starsza, typowa nazistka, była ponoć nawet sołtysem i miała bliskie kontakty z bytowskim gestapo. Mówiono, że była ich pracownicą. Genz, który obsesyjnie nienawidził Polaków gdy dowiedział się, że Osowicz poskarżył się w Arbeitstamie, postanowił zemścić się na chłopcu. Zrobił to dość perfidnie. Namówił starszą córkę, by ta złożyła donos na gestapo, w którym miała oskarżyć Osowicza o próby molestowania jej. Jak tatuś- bauer powiedział tak córcia- nazistka zrobiła. Osowicza aresztowano. Wyrok w takich sprawach był jeden- śmierć.
Egzekucja miała się odbyć w lutym 1943 r. Do obejścia Genza przywieziono nawet trumnę.
Zgodnie z zasadami mord miał odbyć się przy obecności okolicznych robotników przymusowych. Jednak zaplanowanego terminu nie dotrzymano. Ostra zima i duże śniegi uniemożliwiły zebranie wszystkich osób w miejscu egzekucji. Trumna musiała poczekać kilka miesięcy. Robotników w dniu egzekucji zgromadzono w Bytowie. Po tej zbiórce wszyscy przeszli do Mądrzechowa. Około 200 m. od szosy, tuż za zabudowaniami Genza, był dębowy lasek. Stały już tam samochody ciężarowe i osobowe. Na jednym z dębów wisiał sznur, pod nim była beczka, obok skrzynka, a z boku stał stolik i krzesło. Zgromadzono ok. 40 osób. Powiadomiono ich, że skazany chciał zgwałcić córkę gospodarza co było nieprawdą. Polaków ustawiono plecami do szubienicy. Po wykonaniu wyroku kazano im odwrócić się, chłopak już nie żył. Miał skute kajdankami ręce i opuszczoną na ramiona marynarkę. Stojący obok umundurowany Niemiec chwycił go za but, obrócił i kazał wszystkim przyglądać się, powiedział przy tym „ patrzcie jak wasz kolega ładnie wygląda”. Ciało wsadzono do trumny
i gdzieś pochowano. Świadkowie zdarzenia nie wiedzą gdzie. Możliwe, że odpowiedzialnym za przeprowadzenie mordu był komendant posterunku w Półcznie Meyer, który w ostrych słowach groził zgromadzonym Polakom.
2.3.Sprawa Józefa Szczyglińskiego
Nazywał się Józef Szczygliński był jeńcem wojennym zatrudnionym w majątku ziemskim Gliśnica. pow. Bytów. Z racji zawodu wszyscy nazywali go „Ogrodnikiem”. Pewnego jesiennego dnia 1944 r. do majątku w którym pracował zajechało Gestapo. Dokonano rewizji i pod zarzutem rozprowadzania ulotek Strzygielskiego zatrzymano. Skutego w kajdanki trzymano początkowo na terenie majątku, w izbie w której mieszkał. Pilnowało go aż pięciu żandarmów. Tu też został wstępnie przesłuchany i był nawet torturowany. Wieczorem pod podobnym zarzutem zatrzymano innego robotnika przymusowego Józefa Boseka. Następnie obu aresztantów odwieziono do więzienia w Słupsku. Tam osadzono ich w oddzielnych celach. Szczygliński był nadal torturowany zmasakrowano mu twarz. Bosek ,który faktycznie o ulotkach nic nie wiedział a jego znajomość ze Szczyglińskim była przypadkowa przesłuchiwany był dziesięć razy ,po miesiącu został zwolniony. To on dał świadectwo ,że Józef Szczygliński pobytu w słupskim więzieniu nie przeżył.
4.Człuchowskie szubienice
Ościenny powiat człuchowski też nie był wolny od podobnych scen. Znane są dwa przypadki powieszenia niewinnych Polaków. Natomiast w sprawie śmierci Władysława Wójcika można jedynie domniemać ,że zabito go przez powieszenie. Owymi ofiarami Niemieckich represji w okolicy Człuchowa byli :
Aleksander Szczepański ur.11.02.1906 r .został latem 1942 r. powieszony w Rychnowach k. Człuchowa za to ,że grożącemu mu właścicielowi gospodarstwa Martinowi Ewaldowi wyrwał broń i następnie uderzył go.
Władysław Wójcik podczas robót przymusowych trafił do Nowej Wsi pow. Człuchów. Tam zakochał się w Polce lecz obywatelce niemieckiej Helenie Kiedrowskiej. Oboje rozpoczęli starania o zawarcie związku małżeńskiego. Skończyło się na tym, że trafili do więzienia Słupsku. Kiedrowska po pół roku 12.04.1942 r. na kilka tygodni przed urodzeniem dziecka została zwolniona, powiadomiono ją o śmierci Wójcika ,który 7.08.1943 r. miał umrzeć na zapalenie płuc
Jan o nieznanym nazwisku Był polskim jeńcem wojennym zatrudnionym w Breńsku pow. Człuchów u Hugona Hassa. Oskarżono go o usiłowanie zgwałcenia umysłowo chorej Niemki. Oskarżenie było tak absurdalne ,że nie uwierzył w nie pracodawca Jana NN a miejscowy sołtys Hermann Voigt nawet nie zameldował o tym władzom. Zrobił to „sprawiedliwy” o nazwisku Böhr. Egzekucja pomówionego Polaka odbyła się przez powieszenie w Breńsku jesienią1942 r.
5.Miastko czy ktoś pamieta ?
5.1.Dwaj żołnierze z Miastka
W Miastku zostali aresztowani dwaj jeńcy, żołnierze WP, którzy zatrudnieni byli na terenie miasta. Obaj tj. Tadeusz Hoffman ( pracował w stolarni u Niemca- Ericha Horna) i Maksymilian Janicki ( zatrudniony w młynie) walczyli w okolicach Bydgoszczy. Po ich zatrzymaniu koledzy myśleli, że trafili do więzienia w Pile. Zarzucono im, że brali udział w likwidacji niemieckiej dywersji. Znaczna część mieszkańców Miastka odnosiła się do Polaków wrogo. Wszystkich w nienawiści przebijała Monika Klatsch. Miała ona patologiczną obsesję w stosunku do Polaków. Pracowała w aptece, gdy zobaczyła Polaków wyzywała ich od różnych. Mijając polskich jeńców potrafiła niejednego uderzyć w twarz. Kiedy spotykała idących chodnikiem robotników przymusowych spychała ich na ulicę i wołała policję, która serwowała mandaty, bo zabronione było niewolnikom III Rzeszy chodzić po miasteckich ulicach. Co stało się z zatrzymanymi żołnierzami można się jedynie domyślać.
5.2.Śmierć w imię ludzkiej solidarności
Rodzina Bolesława Jatczaka została wysiedlona na roboty w okolice Chorowa, w dawnym powiecie miasteckim. W pobliskim Wałdowie znajdował się obóz, w którym przebywało około 15 jeńców – żołnierzy Armii Czerwonej .Polacy dożywiali ich za co otrzymywali dla dzieci, wykonane przez Rosjan w drewnie, ładne zabawki. Pewnego dnia jeden z jeńców poprosił Józefa Jatczaka ( ojciec Bolesława) o mapę Pomorza. Rosjanin przyznał się, że jest oficerem i że planuje ucieczkę. Józef Jatczak mapę dostarczył. Jak się okazało wśród Rosjan był kapuś. 15 września 1942 r. przyjechało gestapo z Bytowa. Były rewizje i bicia, znaleziono mapę oraz cywilne ubrania. Rosjan tak zmaltretowano, że część miała połamane nogi, niemal wszyscy nie mogli iść o własnych siłach. Wywieziono ich do Bytowa, razem z nimi także Józefa Jatczaka. Został on osadzony w bytowskim gestapo, stanął przed sądem specjalnym i trafił do obozu koncentracyjnego w Neuengamme koło Hamburga. Z obozu nie powrócił.O losie Rosjan nic nie wiadomo, raczej można być pewnym ,że wojny nie przeżyli.
6.Kaźń jeńców w Borowym Młynie
W powiatach Miastko i Bytów było kilka obozów pracy dla obcokrajowców. Źródła podają ,że w Miastku i okolicy było ich 11 natomiast powiat Bytów był nieco skromniejszy bo miał ich sześć. W Piaszczynie ( niem. Reinwasser ) i Znakowie ( niem. Schnakenkathen ) mieściły się tzw Ostarbeitslagery w których przetrzymywano Rosjan.
Z całą pewnością w Piaszczynie przebywali jeńcy radzieccy rekrutujący się z Stalagu II B Hammerstein ( Czarne ). W lipcu 1942 r. doszło do zagadkowego wydarzenia.
Zagadkowego, gdyż mimo wielu świadków do dziś nie udało się wszystkiego wyjaśnić.
Otóż, pewnego dnia trzech nieznanych mężczyzn ukryło się w pobliżu domu leżącego na skraju Borowego Młyna. W obejściu stał piec a tam świeży chleb. Myśląc, że nikt ich nie widzi mężczyźni wbiegli na podwórko chwycili chleb i pobiegli w pole. Po kilkuset metrach ukryli się w zbożu. Niestety nie wiedzieli ,że zostali zauważeni prze kogoś z rodziny właściciela gospodarstwa. Jeden z domowników pognał do Brzeźna Szlacheckiego i powiadomił żandarmów. Przyjechali na koniach. Byli to Kuhler, Schultka i Giersch. Żandarmi wsparci volksdeutschami z Borowego Młyna otoczyli pole. Jeden z ściganych wystawił nad łany zboża głowę. Na to czekali żandarmi. Cóż , pieszy z koniem nie miał szans. Złodzieje chleba zostali ujęci. I tu zaczynają się rozbieżności ,najpopularniejsza wersja mówi ,że byli to Polacy lekarz, ksiądz i nauczyciel. Mieli uciec z Stalagu II B w Czarnem lub z Oflagu II D Gross Born. Otóż gdyby podane profesje były prawdziwe któryś z nieszczęśników lub wszyscy byliby oficerami, wtedy niemal na pewno nie skończyliby tak marnie. Księdza nie mogło być gdyż w tym czasie księża w obozach jenieckich byli rzadkością. Niemcy polskich oficerów kapelanów, którzy byli w niewoli, w kwietniu 1940 r. pozbawili statusu jeńców , obdarli z mundurów zamieniając im uniformy wojskowe na pasiaki. Było to w Buchenwaldzie potem trafili do Dachu. Z 70 tak potraktowanych jeńców-kapelanów WP, 26 obozów tych nie przeżyło. Tym, który miał autentyczne szczęście był ks. kpt. M. Drechny, gdyż był obywatelem amerykańskim. Nie trafił jak jego koledzy do obozu koncentracyjnego, lecz wrócił do Oflagu II B Arnswalde ( Choszczno) gdzie zabroniono mu wykonywania posług religijnych, potem razem z innymi oficerami znalazł się od 14 maja 1942 r. w Gross Born. W Stalagu II B Hammerstein był tylko jeden lekarz Polak, por.dr E. Mroczkiewicz ,nie uciekł. W Oflagu II D lekarzy było więcej lecz też nikt z nich nie uciekł. Lekarze byli zbyt potrzebni na terenie obozów nie ryzykowali ucieczki, nie tylko groziły im represje niemieckie ale, co najgorsze potępienie braci jenieckiej. Pozostaje jeszcze do rozpatrzenia nauczyciel. Teoretycznie mógł być. W 1942 r. Stalgu II B Polaków było tylko kilku i o ile mnie pamięć nie myli nie było wśród nich nauczyciela a z Oflagu II D nie uciekł żaden nauczyciel który dodatkowo zaginąłby. Wniosek podsumowujący jest jeden, ujęci w Borowym Młynie nie uciekli z Czarnego ani z Bornego Sulinowa. Nikt z nich nie był księdzem, lekarzem i nauczyciela też najprawdopodobniej wśród nich nie było. Uciekli albo z któregoś gospodarstwa lub z obozu. Najbliższe obozy były dwa w Piaszczynie i Znakowie stąd mogli być Rosjanami. Osobiście uważam ,że nimi byli. Jedno przekonuje byli jeńcami. Rosjanie stanowili najliczniejszą grupę jeńców którzy uciekali z niemieckiej niewoli i z robót przymusowych. Drugą grupę stanowili Francuzi z których gro uciekało również na wschód, gdyż gdzieś pod Gdańskiem istniał dla nich punkt przerzutowy… Żandarmi owym trzem złapanym jeńcom kazali wykopać dół, ponoć kopiąc błagali o życie. Nie pomogło, zamordowani zostali strzałami w tył głowy. Ktoś wziął po nich buty, inny może także coś co mogło się przydać . Nieszczęśników zakopano i do dziś nie udało się ich odnaleźć. Dlaczego? Ponoć ciała zostały przeniesione. Od kilku lat szuka ich grupa osób z Zbigniewem Talewskim na czele, powstał nawet specjalny komitet. Nie piszczą wykrywacze bo piszczeć nie mogą. Przecież nic z ciałami do ziemi nie poszło.
7.Półczno. Zbrodnia wojenna
30 stycznia 1945 r. doszło do zbrodni wojennej, otóż nieznany z nazwiska żandarm z Półczna zastrzelił strzałem w brzuch jeńca wojennego, francuskiego żołnierza Pierre Petrissans.
8.Kilka uwag
8 marca 1945 r. Armia Czerwona zawitała do Bytowa i zaczęła realizować hasło zemsty ( „Czerwonoarmisto stoisz teraz na niemieckiej ziemi – godzina zemsty wybiła!” ) . Był to niejako odzew na wykonaną dyrektywę Himmlera z inwazji na ZSRR z września 1941 r. „ Nawet najmniejsze dziecko w kołysce należy zdeptać jak jadowitą gadzinę.....”
Rosjanie weszli do pomorskich wsi i miasteczek i w niejednej miejscowości pozostawili krwawe żniwo. Jednak ich system utrzymania porządku był banalnie prosty, gdyby represyjnie potraktowali miejscowego SS –mana ludność uznałaby, że był on winien i że tak miało być. Dlatego chcąc wywołać strach i posłuch czerwonoarmiści zabijali osoby całkiem niewinne np. lekarza lub duchownego. Skutkowało. Powodowało to ,że Rosjanie nie musieli stosować masowych restrykcji. Nie znaczy to, że ich nie było. Owszem były. .Dlaczego? Na pewno jednym z powodów była samowola żołdacka. Były też przypadki o których dziś się nie wspomina a które wskazują ,że terror nie był wcale taki przypadkowy a inicjatorami jego byli niewolnicy Rzeszy czyli robotnicy przymusowi. Czytałem kiedyś zamieszczoną w Heimatgruβ Rundbrief relację pewnej mieszkanki wsi Karpin k. Drawna, opisywała ona jak pijani czerwonoarmiści wybijali zacnych mieszkańców tej wsi. Co za draństwo – pomyślałem. Bezsensu tych działań nie mogłem zrozumieć. Zacząłem dalej szperać. Dowiedziałem się, że w tej wsi był w czasie wojny obóz jeniecki, że byli robotnicy przymusowi itp. Przypadkowo znalazłem egzemplarz kolejnej gazety tym razem wydanej 17 lat po tej, którą uprzednio miałem w rękach. W tym „nowym” numerze powrócono do czasów wojennych w Karpinie. Co ciekawe autorką zamieszczonych tam wspomnień była ta sama pani. Czy to wyrzuty sumienia, czy poczucie uczciwości spowodowało ,że relacja w swym tonie była zupełnie inna. Rosjanami w Karpinie dowodził oficer ukraińskiego pochodzenia który dobrze obchodził się z mieszkańcami. Co ciekawe we wsi utworzono także obóz dla Rosjan byłych jeńców zebranych z niemieckich wiosek lub podobozów. Mieli znacznie gorsze warunki jak miejscowa ludność. Buntowali się , ale nie pomogło wywieziono ich… Pewnego dnia gdy czerwonoarmiści zajmujący Karpin stali na zbiórce ,ktoś rzucił w nich granatem odłamki zraniły jednego żołnierza. Zaraz po tym w majątku gospodarza Sella zapaliła się stodoła, w której był składowany spirytus. Do akcji weszło NKWD i się rozpoczęło. Oficera zdjęto ze stanowiska. Rozstrzelano kilka osób w tym Sella, policjanta , miejscowego Ortsbauerführera i jakiegoś aparatczyka NSDAP, potem w wyniku działań NKWD ofiar przybywało. Kilka osób wywieziono w głąb Rosji. Przypadek z Karpina spowodował ,że gdy usłyszę, iż w jakiejś miejscowości, w stosunku do miejscowych, doszło do bezdusznej tragedii, wówczas pierwszą moją myślą jest pytanie „co tam się stało wcześniej?” .Niestety na ogół stało się. Nierzadko dotyczyło to dramatów jakie przeżywali będący na robotach przymusowych obcokrajowcy - niewolnicy. Bicia, poniżania, wykorzystywania były na początku dziennym do tego, dochodzą restrykcje z mordem lub obozem koncentracyjnym w tle. Rosjanie wchodząc do zdobytych miejscowości spotykali robotników przymusowych a z tymi z Polski bardzo często mogli się swobodnie porozumieć, zwłaszcza ,że gro z nich pochodziło z kresów. Nie dziwi ,że spośród robotników rekrutowali się przewodnicy i informatorzy którzy pomagali Rosjanom. Nie oszukujmy się , krzywdy zniewolenia zostały ujawnione. Czasem działała zwykła ludzka pazerność czy złośliwość lub żądza władzy. Śmiem twierdzić, że znaczna część zamordowanych przez czerwonoarmistów była ofiarami zemsty nie w imię tej wypisanej na sztandarach lecz tej za nieludzkie ,poniżające traktowanie ( jeńców ,więźniów, robotników przymusowych, Żydów ) i za mordy których było niemało. Tak, na Pomorzu mordowano i nie były to przypadki pojedyncze , nie tylko owych 100 powieszonych o tym zaświadcza. Rozstrzelanych, zamęczonych , zmarłych z braku opieki lekarskiej liczyć trzeba w dziesiątkach tysięcy .Do tego dochodzą ofiary licznych obozów i przechodzących przez te tereny marszów śmierci. Czy ktoś policzył ile jest bezimiennych grobów niewinnych ofiar niemieckiego państwa od Stutthofu do Polic ? Wątpię. Jestem przekonany ,że setki tysięcy. Niestety ta martyrologia bywa już ignorowana. Zaczyna dominować martyrologia agresora. Obserwujemy zjawisko, kiedy pięciomiesięczne cierpienia Niemców, zaczynają w lokalnej świadomości spychać w zapomnienie pięcioletnią gehenną Narodu Polskiego.Gehenną wywołaną przez państwo tych, którym Rosjanie owe pięć miesięcy trwogi zaserwowali. Przykład Bytów. Nie ulega wątpliwości, że bytowski zamek w rękach NKWD był miejscem ludzkiego cierpienia. Czy wiadomo z całą pewnością kto tam przebywał? Czy znane są ofiary ? Każde ludzkie cierpienie, nawet kata ,zasługuje na litość. Jednak jest to inny wymiar litości. Jeśli wśród cierpiących w bytowskim zamku byli bytowscy gestapowcy ,żandarmi z Brzeźna i z Półczna, strażnicy i mordercy z Dziemian czy też z miejscowych lagrów , denuncjatorzy z Rokitek , patologiczni gospodarze z Mądrzechowa itp. to, czyż zasługują oni na takie same łzy jak ich ofiary : Osowicz, Niebrzegowski, Szczygliński, bytowscy Męczennicy Kaszub i inni. Jakoś nikt im tablic nie funduje, nikt nie kultywuje o nich pamięci. O zgrozo a tablica niekwestionowanego bohatera Jana Bauera przeniesiona została z centrum Bytowa na ścianę prywatnego domu, niemal na rogatki miasta. Mury zamku nie dla niego.
Andrzej Szutowicz
Literatura:
Jolanta Węglarz „ Tajemnice Pomorza „ Wyd. Sł. Biblioteczny Polski Zarząd Okręgu Słupsk 1998 r. s.6-22.
„Zbrodnie hitlerowskie na Ziemi Koszalińskiej w latach 1933-1945”Wyd. OK BZH, AKOPWM, ZO ZBOWID. Koszalin 1968 r. s.87,88.
Praca zbiorowa pod redakcją Andrzeja Czechowicza ,Pogranicze i Kaszuby w latach terroru Koszalin 1970 r. str.52,92,97,141,175
Andrzej Ziętarski. Represje Gestapo wobec polskich robotników przymusowych na Pomorzu zachodnim 1938 r.- 1945 r. Wyd.OKBZH w Koszalinie1979 r. s.171-212
Jan Pepliński Relacja Jana Peplińskiego o egzekucji na polskim robotniku przymusowym Bytów, 1968 PTH-P 126
Franciszek Butowski Relacja Franciszka Butowskiego dotycząca egzekucji na 17 letnim Polaku-robotniku przymusowym - Bytów : [b.w.], 1968 PTH-P 125
Alfons Kuczkowski Wspomnienia Alfonsa Kuczkowskiego o egzekucji dokonanej na Polaku w Mądrzychowie / Alfons Kuczkowski. - Bytów 1968 PTH-P 124
Więcej artykułów